24 VI 1992 Dream Team – Reprezentacja NCAA 54-62
Dziś trochę z innej beczki, nie będzie o meczu decydującym o mistrzostwie bądź rozgrywanym w ramach sezonu regularnego. Mecz, który wspominam był sparingiem Dream Teamu – olimpijskiej reprezentacji Stanów Zjednoczonych złożonej z największych gwiazd NBA. Po raz pierwszy zezwolono zawodowcom z NBA zmierzyć się z innymi reprezentacjami właśnie podczas Igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. Już sam skład Drużyny Marzeń mógł przyprawić rywali o drżenie łydek oraz zawroty głowy, a sposób w jaki ogrywali kolejne drużyny sprawiał, że na twarzach kibiców pojawiał sie uśmiech politowania. Najwyższe zwycięstwo Amerykanie odnieśli nad Angolą 68 punktami , a najniższe w finale nad Chorwacją 32 punktami. Przez turniej przeszli jak burza zdobywając złote medale i utarło sie stwierdzenie, że pozostali niepokonaną drużyną od początku istnienia aż do końca. To jednak nie jest zgodne z prawdą. Właśnie 24 czerwca 1992 roku Dream Team zanotował jedyną porażkę w historii swojego istnienia, choć mecz miał charakter nieoficjalny. Sprawcami tej niespodzianki okazały sie być przyszłe gwiazdy NBA, wówczas jeszcze będące koszykarzami akademickimi. Na przeciwko Dream Teamowi wyszli m.in. Chris Webber, Penny Hardaway, Grant Hill, Allan Houston, Jamal Mashburn i grając bez kompleksów wygrali 62-54. Po meczu MJ stwierdził w swoim stylu „jakby grali na olimpiadzie zdobyli by srebro". I najprawdopodobniej miał rację!
21 VI 1988 LA Lakers – Detroit Pistons 108-105
Dziś mija 28 lat od wyczynu zawodnika LA Lakers, który miał miejsce w decydującym meczu Finałów w 1988 roku. Chodzi o triple-double w wykonaniu Jamesa Worthy'ego, a tym bardziej godne jest to przypomnienie, iż dzisiejszej nocy LeBron James powtórzył ten wyczyn także w siódmym meczu Finałów. Kiedy najlepiej pokazać całemu światu, że jest się wielkim zawodnikiem? Oczywiście w decydującym starciu Wielkiego Finału. Tak też zrobił bohater dzisiejszego artykułu – James Worthy. O tym, że był wielkim koszykarzem świadczy umieszczenie go w Hall of Fame 50 najlepszych graczy w historii NBA. Jednak miał tego pecha, a może raczej szczęście, że grał w jednej z najlepszych drużyn w historii tej dyscypliny sportu – Los Angeles Lakers. Gdy wspomina się tą ekipę grającą Show Time w latach 80 – tych to najpierw przychodzą na myśl nazwiska Magica Johnsona i Kareema Abdula Jabbara, a dopiero na trzecim miejscu pojawia się nasz dzisiejszy bohater. To jednak James Worthy poprowadził Jeziorowców tego dnia do kolejnego tytułu ustanawiając właśnie w najważniejszym meczu sezonu triple-double na poziomie 36 punktów, 16 zbiórek i 10 asyst. Było to też jego jedyne w karierze takie osiągnięcie, które zadecydowało o zdobyciu tytułu MVP Finałów oraz Mistrzowskich pierścieni dla Lakersów. Nie ma to jak wystrzelić z formą w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie.
15 VI 2003 San Antonio Spurs – New Jersyey Nets 88-77
Dziś przypomnienie niezwykłego meczu w wykonaniu gwiazdy San Antonio Spurs Tima Duncana. W ostatnim meczu Finałów 2003 roku otarł się niemalże o quadruple-double prowadząc swoją drużynę do drugiego w historii Mistrzowskiego Tytułu. Duncan rozegrał fantastyczny mecz uzyskując 21 punktów, 20 zbiórek, 10 asyst i 8 bloków i był o krok od niespotykanego jak dotąd wyczynu uzyskania quadruple-double w Finałowym meczu. Zabrakło mu 2 bloków, ale rywale w końcówce już nie próbowali nawet akcji podkoszowych tylko każdy rzut starali się oddawać z dystansu. Stało się tak pewnie z obawy przed Duncanem, który podczas trwania rywalizacji finałowej ustanowił nowy rekord w ilości zablokowanych rzutów. Ta liczba wyniosła 32 bloki, a ja cały czas żałuję, że nie dołożył jeszcze dwóch w ostatnim meczu. Miałby piękny dopisek w swoim jakże bogatym koszykarskim cv i to w tak ważnym momencie rozgrywek.
5 VI 1977 Portland Trailblazers – Philadelphia 76ers 109-107
Mecz nr 6 Finałów 1977 roku. Zdecydowanym faworytem do tytułu przed rozpoczęciem rywalizacji była Philadelphia, co zdawało się znajdować potwierdzenie po pierwszych dwóch meczach, które 76ers zakończyli przekonującymi zwycięstwami. Jednak to właśnie podczas meczu nr 2 nastąpił punkt zwrotny rywalizacji. Doszło bowiem do awantury na parkiecie z udziałem zawodników oraz trenerów obu drużyn, podczas której padały ciosy rodem z bokserskich ringów. Ta awantura obudziła graczy z Oregonu, którzy wygrali następne 4 spotkania w efekcie czego sięgnęli po pierwsze w historii mistrzostwo NBA. Warte zauważenia jest osiągnięcie centra Blazersów Billa Waltona, który podczas decydującego 6 meczu osiągnął statystyki zbliżone do Quadruple – double 20 punktów, 23 zbiórki, 7 asyst i 8 bloków, co w tak prestiżowym i nerwowym meczu nie zdarza się zbyt często. Walton zachował zimną krew i poprowadził swoją drużyną do zwycięstwa 109-107 sprawiając tym samym wielką niespodziankę oraz po raz pierwszy w historii doprowadzając drużynę przegrywającą 0-2 do ostatecznego zwycięstwa.
1 VI 1994 – New York Knicks – Indiana Pacers 86 – 93
Mecz nr 5 Finałów Konferencji Wschodniej miał niezwykły przebieg. Sama seria był od początku bardzo zaciętym i wyrównanym widowiskiem. Po rozbracie z koszykówką Michaela Jordana Chicago Bulls nie liczyli się w walce o Finał NBA i zarówno NYK jak i Indiana miały ogromną chrapkę na przejęcie schedy po Bykach na Wschodzie. Teoretycznie w lepszej sytuacji byli NYK, gdyż mieli przewagę własnego parkietu, a Indiana nie potrafiła wygrać w Nowym Jorku od 11 meczów. Na starcie numer 5 oba zespoły udawały się z remisem 2-2 i po 3 kwartach zdawało się, że Knicks odniosą kolejne zwycięstwo, gdyż prowadzili 12 punktami. Jednak to co wydarzyło się w 4 kwarcie przeszło do annałów NBA. Sprawy w swoje ręce wziął Reggie Miller, który w ciągu 12 minut rzucił 25 punktów, trafiając 5 razy za 3 punkty doprowadzając do załamania nerwowego fanów w Madison Square Garden. Miller zakończył mecz z 39 punktami na swoim koncie dając Indianie zwycięstwo 93-86 oraz ogromną nadzieję na awans do Finałów NBA. Niestety dla Pacers podrażnieni porażką u siebie Knicks wzięli rewanż w Indianapolis wywożąc z gorącego terenu kluczowe zwycięstwo, by w decydującym o przebiegu rywalizacji meczu nr 7 zwyciężyć po zaciętym boju 94-90 awansując jednocześnie do Wielkiego Finału przegranego ostatecznie z Rakietami z Houston w stosunku 3:4.
22 V 1988 Boston Celtics - Atlanta Hawks 118-116
Tego dnia miał miejsce jeden z najlepszych meczów w historii NBA. W decydującym o awansie do następnej rundy playoff siódmym meczu zmierzyły się w Bostonie dwie ofensywnie usposobione drużyny, w których prym wiedli liderzy Larry Bird oraz Dominique Wilkins. Ich pojedynek przypominał bokserską wymianę ciosów na najwyższym poziomie i mimo iż więcej punktów zdobył gracz Hawks, to jednak Bird i jego Celtics cieszyli się z awansu do Finału Konferencji Wschodniej. Wilkins uzyskał 47 punktów, z czego 13 w ostatnich 6 minutach. Bird odpowiedział w tym czasie 11 punktami, a jego licznik zatrzymał się na 34 oczkach. Decydującą akcję dla przebiegu meczu wykonał Larry Bird, który wykorzystał większa masę ciała i przepchnął Wilkinsa zdobywając punkty na wagę zwycięstwa. Jeszcze na sekundę przed końcem meczu gwiazdor Jastrzębi specjalnie spudłował rzut osobisty licząc na dobitkę po zbiórce, ale piłka padła łupem graczy z Bostonu, którzy mogli oficjalnie świętować awans do następnej rundy.
7 V 1995 New York Knicks – Indiana Pacers 105-107
Po wyjątkowo zaciętych Finałach Konferencji Wschodniej w roku 1994 niewiele osób wyobrażało sobie równie ciekawą i wyrównaną rywalizację rok później. A jednak jakże się mylili ci co tak sądzili. Mecz numer 1 rozpoczął rywalizację w Nowym Jorku pomiędzy miejscowymi Knicks i gośćmi z Indiany, a fani w Madison Square Garden po raz kolejny stali się świadkami niesamowitego wyczynu Reggie Millera, który nie po raz pierwszy okazał się katem NYK. Tym razem najlepszy strzelec ekipy z Indiany potrzebował zaledwie 9 sekund by od stanu 99-105 doprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa 107-105. Na te 8 punktów złożyły się dwa rzuty za 3 punkty przedzielone przechwytem zdobyte w przeciągu zaledwie 3 sekund oraz zwycięska akcja zakończona rzutem za 2 punkty po wcześniejszych nieudanych próbach Johna Starksa z linii rzutów osobistych. To naprawdę mogło podłamać Knicksów i podciąć im skrzydła już na początku rywalizacji.
24 IV 1999 Los Angeles Clippers- San Antonio Spurs 97-112
Ostatni dzień sezonu zasadniczego stał się miejscem batalii o tytuł króla strzelców pomiędzy Davidem Robinsonem i Shaquillem O'Nealem. Obaj przed ostatnią serią gier mieli na koncie prawie identyczną liczbę zdobytych punktów. Shaq uzyskał w swoim meczu 32 punkty i oczy kibiców zwróciły się w stronę Robinsona. Wszyscy zastanawiali się jak odpowie Admirał? Okazało się, że nie zamierzał tej nocy pozostawać w niepewności do końca meczu. Już do przerwy zdobył 24 punkty, jednak swój show rozpoczął w drugiej części meczu. Robinson szybko uporał się z potrzebną do zdobycia tytułu króla strzelców linią i aby nie pozostawić żadnych złudzeń postanowił wykorzystać swój niesamowity dzień oraz fakt, że koledzy z drużyny grali większość piłek do niego. Nasz bohater szybko dokładał kolejne punkty i trzeba mu przyznać, że w większości były to trudne rzuty o tablicę z półdystansu, a nie wsady z góry tak charakterystyczne dla Shaquila O'Neala. Na minutę przed końcem Admirał miał 67 punktów i tylko jeden cel w głowie – zawitać w klubie +70. Ostatecznie udało się to na kilkanaście sekund przed końcem meczu przy ogromnym aplauzie kibiców zgromadzonych w LA Memorial Sports Arena. Historia pisała się na ich oczach.
3 IV 1999 New Jersey Nets – Miami Heat 88-77
Tego dnia 17 lat temu został ustanowiony rekord ilości przechwytów w historii NBA. A dokonał tego wyczynu zawodnik New Jersey Nets Kendall Gill „kradnąc" przeciwnikom piłkę aż 11 razy. Wydarzenie to okrasił uzyskaniem triple-double, dokładając do wspomnianych 11 przechwytów 15 punktów oraz 10 zbiórek. Sezon 1998/99 zakończył jako lider w ilości przechwyconych piłek ze średnią 2,7 zabranej piłki na mecz.
29 III 1990 Houston Rockets – Milwaukee Bucks 120-94
Bohaterem dnia został wówczas Hakeem Olajuwon, center Rakiet oraz przede wszystkim jedna z największych gwiazd w historii NBA. Już sam jego przydomek The Dream mówi wiele o jego grze, ale tego dnia Hakeem przeszedł samego siebie. Udało mu się uzyskać 18 punktów, 16 zbiórek, 10 asyst i 11 bloków co przełożyło się na trzeci wówczas w historii quadruple-double. Co ciekawe udało się tego dokonać na oczach grającego w Milwaukee Alvina Robertsona, który 6 lat wcześniej jako drugi w historii również dokonał tego niezwykle rzadko spotykanego osiągnięcia. Jakiś czas po meczu pojawiły się kontrowersje co do jednej asysty rzekomo na wyrost zaliczonej Hakeemowi, ale w oficjalnych box scorach z tego meczu wynik brzmi 10 asyst, co pozwala zagościć Olajuwonowi w tym jakże szacownym gronie posiadaczy quadruple-double.
28 III 1990 Chicago Bulls – Cleveland Cavaliers 117-113
Tym razem najlepszy w historii statystyczny wyczyn Michaela Jordana. Ten niezwykle zacięty mecz miał miejsce w Cleveland, które nie po raz pierwszy było świadkiem historycznego meczu Jordana. No cóż kibice Cavs mieli to szczęście, bądź nieszczęście, że Michaelowi zawsze dobrze się tam grało i tego dnia nie było inaczej. „Jego Powietrzność" spędził na parkiecie 50 minut, w ciągu których zanotował 23/37 rzutów z gry, z czego 2/6 za trzy punkty oraz 21/23 z linii rzutów wolnych. Po regulaminowym czasie na tablicy widniał remis, a na liczniku Jordana 61 punktów, a że Michael lubił wziąć sprawy w swoje ręce to w dogrywce dołożył dodatkowe 8 punktów prowadząc Byki do zwycięstwa. Jaka szkoda, że nie dołożył jeszcze jednego celnego rzutu by móc zameldować się w szacownym gronie 70+. Ale przecież nie można mieć w życiu wszystkiego. Na pocieszenie został mu rekord zbiórek uzyskanych w karierze ustanowiony właśnie w tym meczu (18), do których dołożył jeszcze skromne 6 asyst, 4 przechwyty i 1 blok. Taki właśnie był Michael Jordan, po prostu All around player pełną gębą.
15 III 1992 Boston Celtics – Portland Trail Blazers 152-148
Tym razem postanowiłem przypomnieć dwójkowy pojedynek gwiazd Dream Teamu Larrego Birda i Clyde'a Drexlera. Tego dnia stanęli bowiem naprzeciwko siebie próbując udowodnić, który z nich jest większą indywidualnością ligi. Z tego pojedynku na niebotycznym poziomie górą wyszedł ostatecznie Bird i jego Celtics, ale uwierzcie mi, że było tego dnia na co popatrzeć. Już wgląd w same statystyki powoduje, że można się złapać za głowę z zachwytu. Obaj Panowie rzucili po ponad 40 punktów, a Larry Bird dołożył do tego jeszcze triple-double. Tego dnia licznik Birda zatrzymał się na 49 punktach, 14 zbiórkach i 12 asystach. Drexler też nie zasypywał gruszek w popiele i zdołał uzyskać 41 punktów, 8 zbiórek i 11 asyst, co pokazuje jak niewiele zabrakło mu do zaliczenia kolejnego w karierze triple-double. Bardzo możliwe, że udałoby się to osiągnąć, gdyby nie przekroczony limit dozwolonych fauli, po których The Glide musiał obowiązkowo opuścić parkiet. Mecz ostatecznie po dwóch dogrywkach wygrali Celtowie, co spowodowało iż miejscowi fani wspominali go latami jako jedno z najlepszych widowisk w historii Boston Garden. A hala ta była świadkiem wielu wydarzeń na najwyższym poziomie.
18 II 1986 San Antonio Spurs – Phoenix Suns 120-114
Kolejny dzień, który przeszedł do historii NBA, tym razem za sprawą rozgrywającego Spurs Alvina Robertsona. W ciągu 36 minut spędzonych na parkiecie udało mu się przekroczyć 10 jednostek aż w czterech kategoriach. Zdołał uzbierać 20 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst. Jak przystało na niskiego gracza czwartą z kategorii były nie bloki, ale przechwyty, a liczba 10 na której zatrzymał się Robertson pozwoliła mu osiągnąć po raz drugi w historii NBA quadruple-double. Stało się to po 12 latach od pionierskiego wyczynu Nate'a Thurmonda. Robertson od początku kariery był cenionym obrońcą, co udokumentował zdobyciem nagrody dla najlepszego obrońcy ligi w 1986 roku, w którym to wygrał też klasyfikację na najlepiej przechwytującego zawodnika. Jednak z biegiem lat coraz bardziej obniżał loty i coraz więcej mówiło się o nim w kontekście problemów z prawem. Szczególnie upodobał sobie bycie damskim bokserem przez co dwukrotnie wylądował w więzieniu, co ostatecznie spowodowało zakończenie kariery tego utalentowanego zawodnika w 1997 roku.
17 II 1994 San Antonio Spurs – Detroit Pistons 115-96
Tego dnia byliśmy po raz czwarty i jak dotąd ostatni świadkami skompletowania quadruple-double przez jednego zawodnika. Tym kimś okazał się być grający swój życiowy sezon David Robinson, jeden z najlepszych centrów w historii NBA. Środkowy Spurs w ciągu 43 minut spędzonych na parkiecie uzyskał 34 punkty, 10 zbiórek, 10 astyst i 10 bloków. Co ciekawe po 10 zbiórek, asyst i bloków miał już na koncie w połowie czwartej kwarty przy 27 rzuconych punktach, więc nie musiał na siłę szukać okazji do osiągnięcia quadruple-double. Gdy liczby osiągnięte przez Admirała pojawiły się na telebimie kibice w Alamodome zgotowali mu owację na stojąco, a pierwszym który pospieszył z gratulacjami był Dennis Rodman. Chyba nikt wówczas nie spodziewał się, że przyjdzie nam czekać na kolejny taki wyczyn co najmniej 22 lata.
4 II 2003 New York Knicks – Los Angeles Clippers 105-92
Dziś na warsztat wziąłem wydarzenie sprzed 13 lat, a jego bohaterem jest Latrell Sprewell. Ten niezmiernie utalentowany, choć znany z ciężkiego charakteru zawodnik postanowił owego dnia wziąć sobie za cel nie pomylić się zza linii rzutów za trzy punkty. Próbował aż dziewięciokrotnie i za każdym razem piłka trafiała do kosza, aż mecz się skończył i statystyki pokazały 9/9 w omawianej statystyce. Sprewell osiągnął tego dnia 38 punktów będąc najlepszym strzelcem na parkiecie, ale zapisał się do kronik NBA przede wszystkim wspomnianym wyczynem ciągłości rzutów za 3 punkty w jednym meczu.
23 I 2015 Golden State Warriors - Sacramento Kings 126-101
Tego dnia do historii przeszła trzecia kwarta wspomnianego meczu. W trakcie jej rozgrywania miały miejsce niewyobrażalne wręcz wydarzenia, których głównym bohaterem został zawodnik gospodarzy Klay Thompson. W ciągu 12 minut znalazł się on w strzeleckim amoku, a kibice oglądający ten mecz przecierali oczy ze zdumienia gdy przy jego nazwisku po zakończeniu kwarty pojawiła się liczba 37. Tyle punktów w ciągu 12 minut nawrzucał rywalom Thompson, a złożyło się na to 13 rzutów z dystansu z czego aż 9 za trzy punkty i dodatkowo 2 celne rzuty osobiste. Klay nie pomylił się w ani jednym swoim rzucie w omawianej części gry i tym samym ustanowił rekord NBA w ilości zdobytych punktów w jednej kwarcie. Bohater dnia decydował się na trudne rzuty z różnych części boiska i gdy wydawało się, że kolejny rzut już nie ma prawa wpaść piłka jak zaczarowana lądowała czyściutko w koszu. Najbardziej efektowne z tych 37 punktów wpadły po kontrze wyprowadzonej razem ze Stephenem Currym, a zakończonej przez Thompsona alley oopem. Ostatecznie licznik Klaya zatrzymał się tego dnia na 52 punktach, co pozostało do dziś jego osobistym rekordem.
22 I 2006 Los Angeles Lakers – Toronto Raptors 122-104
Kolejny historyczny indywidualny popis. Tym razem dał o sobie znać Kobe Bryant, a jego wyczyn był z pewnością co najmniej niesamowity. Kobe zdobył przeciwko drużynie z Toronto 81 punktów, wprowadzając jednocześnie swoje nazwisko na drugie miejsce na liście koszykarzy którzy uzyskali najwięcej punktów w jednym meczu. Jednocześnie jako drugi w historii po słynnych 100 punktach Wilta Chamberlaina zawitał w gronie +80, do którego nikt przez lata się nawet nie zbliżył. Bryant tego dnia oddał 46 rzutów z gry trafiając 28 razy, z czego 7 rzutów wpadło zza lini trzech punktów. Do tego dołożył 18 celnych rzutów osobistych i jego rekord stał się faktem. Trzeba przypomnieć, że pierwsza połowa nie znamionowała takiego wyczynu, gdyż uzyskał w niej „zaledwie" 26 punktów. W drugiej dołożył jednak 55 i ten dzień przeszedł do historii NBA. Kobe Bryant zawsze lubił indywidualne popisy i kilkukrotnie przekraczał barierę 50 punktów, ale 81 rzucone tamtej nocy jeszcze przez wiele lat będzie nieosiągalnym do poprawienia wynikiem i pokazuje jak wielkie snajperskie możliwości drzemały w tym kończącym powoli karierę zawodniku.
30 XII 1990 Orlando Magic – Denver Nuggets 155-116
Tego właśnie dnia został ustanowiony rekord ilości asyst w jednym meczu. Wyczynu tego dokonał obecny trener Orlando Magic, a wówczas rozgrywający tej drużyny - Scott Skiles. Licznik Skilesa zatrzymał się na 30 asystach. Aż tyle razy po jego podaniach partnerzy z drużyny kończyli udanie akcję. Skiles dołożył do tego jeszcze 22 punkty i nawet próbował zmontować triple-double, ale zabrakło mu trochę wzrostu, albo siły na przepychanki podkoszowe i wyszło z tego bardzo solidne double-double. No cóż nie można mieć przecież wszystkiego, a pierwsze miejsce na liście jednej z kluczowych statystyk w NBA to na pewno powód do dumy dla skromnego rozgrywającego bardziej przypominającego z wyglądu urzędnika bankowego niż zawodnika NBA.
9 XII 2004 Houston Rockets – San Antonio Spurs 81-80
Historia sportu pokazuje, że czasem wystarczy jeden mecz by stać się legendą i by o danym wyczynie wspominać latami. Dziś przypominam wydarzenie sprzed 11 lat, którego bohaterem stał się Tracy McGrady. Już wówczas był on zawodnikiem o uznanej renomie na parkietach NBA, a żeby być bardziej precyzyjnym w owym czasie był jedną z najmocniej świecących gwiazd tej Ligi. Naszemu dzisiejszemu bohaterowi wystarczyły 33 sekundy, podczas których dokonał rzeczy wydawałoby się niemożliwej. Na 40 sekund przed końcem meczu Spurs prowadzili 8 punktami i zdawało się, że ta doświadczona drużyna nie da wydrzeć sobie z rąk zwycięstwa. Jednak inne zdanie miał na ten temat T-Mac, który gdy tylko dostał piłkę postanowił oddać celny rzut za trzy punkty. Następnie jak to w NBA rozpoczęło się faulowanie rywali w nadziei, że nie będą trafiali osobistych. Nic takiego tym razem nie miało miejsca i znów Rakiety musiały niwelować stratę 7 punktów, a czasu było coraz mniej. Jednak to nie zraziło McGradyego, który oddał kolejny celny rzut za 3 w dodatku z faulem, zamienionym na dodatkowy punkt. Znowu faul Rakiet i trafione osobiste przez rywali. Za chwilę piłka u T-Maca i szybki i najważniejsze celny rzut za trzy. W głowach graczy z San Antonio musiał zagościć wyjątkowy niepokój, bo w następnej akcji stracili piłkę i będący w transie McGrady zdecydował się na wykończenie kontry rzutem za 3. A skoro wszystko mu wpadało w końcówce to nie mogło być inaczej także tym razem i zwycięstwo Houston stało się faktem. Szkoda tylko, że ten niesamowity wyczyn T-Maca śledziła zaledwie połowa kibiców w hali Toyota Center. Druga połowa opuściła wcześniej halę, nie wierząc w możliwość odrobienia strat przez ich ulubieńców. No cóż ich strata, a ci którzy zostali do końca życia będą mogli mówić, że oglądali jeden z najbardziej wyjątkowych indywidualnych popisów w historii NBA.
20 XI 1993 Orlando Magic – New Jersey Nets 87-85
Bohaterem dzisiejszej wzmianki jest Shaquile O'Neal, który tego dnia uzyskał triple-double na nieziemskim wręcz poziomie 20-20-15. Do 24 punktów i 28 zbiórek dołożył 15 bloków, co jest trzecim wynikiem w historii NBA. Był to niesamowity mecz Shaqa zwłaszcza w obronie, gdzie do wspomnianych 15 bloków dołożył 18 zbiórek na bronionej tablicy. Dla przypomnienia był to zaledwie początek drugiego sezonu O'Neala na parkietach NBA, więc tym bardziej szacunek dla tego gracza, który pewnie jeszcze nie raz zagości w tej rubryce.
13 XI 1979 Kansas City – Philadelphia 76ers
Tego dnia rozprysła się na kawałki tablica podtrzymująca kosz na skutek potężnego wsadu wykonanego przez centra Philadelphii Darryla Dawkinsa. Słynący z siłowej gry „Chocolate Thunder" podczas tego samego sezonu dwukrotnie rozbijał tablice, co skłoniło władze Ligi do nakazania wszystkim zespołom wzmocnienia konstrukcji podtrzymujących kosze oraz zapewnienia rezerwowych w każdej hali, w której rozgrywane były mecze. Podobna sytuacja miała miejsce w sezonie 1992/93 kiedy to debiutujący w NBA Shaquille O'Neal powtórzył wyczyn Dawkinsa w jeszcze bardziej spektakularny sposób, demolując doszczętnie całą konstrukcję kosza podczas meczów jego Orlando Magic w Phoenix oraz w New Jersey. Darryl Dawkins zmarł niestety 27 sierpnia tego roku na zawał serca.
12 XI 2010 Minnesota Timberwolves – New York Knicks 112-103
Tego dnia wydarzyła się rzecz nie widziana na parkietach NBA od początku lat 80 – tych. Wówczas to po raz ostatni Moses Malone ustanowił double-double na poziomie 30-30. 28 lat kibice musieli czekać aby ponownie w statystykach ujrzeć podobne liczby. Skrzydłowy Wilków Kevin Love popisał się niesamowitym wyczynem ustanawiając double-double złożone z 31 punktów i 31 zbiórek. O ile w czasach gdy na parkietach NBA rządzili Wilt Chamberlain i Bill Russell takie statystyki były traktowane jako norma, to jednak prawie 50 lat później zrobiły one naprawdę duże wrażenie i uszeregowały Kevina Love'a wśród gwiazd NBA.
28 X 1973 Los Angeles Lakers – Portland Trail Blazers 111-98
Dziś przypominamy rekordowe osiągnięcie w kategorii bloków. Tego dnia center Lakersów, Elmore Smith aż 17 razy blokował rzuty rywali, co wydaje się obecnie wręcz nierealnym wyczynem. Smith ustanowił wówczas jeszcze 2 rekordy: ilości bloków w jednej połowie oraz jednej kwarcie ( odpowiednio 11 i 6 ). Mecz zakończył zdobyciem triple-double. Smith 8 razy w karierze zdobywał ponad 10 bloków w meczu, a jego rekord może jeszcze na długie lata pozostać w statystycznych zestawieniach najlepszych wyczynów na parkietach NBA.
18 X 1974 Chicago Bulls – Atlanta Hawks 120-115
Dzień, w którym po raz pierwszy oficjalnie pojawiło się w statystykach NBA quadruple-double. Piszę oficjalnie ponieważ już wcześniej mówiono, że tego wyczynu dokonał Wilt Chamberlain, ale niedokładnie prowadzone statystyki nie zaliczały mu bloków do punktów, zbiórek i asyst. W każdym razie pierwszym, który mógł się oficjalnie cieszyć z tego bardzo rzadko spotykanego wyczynu był center drużyny z Chicago Nate Thurmond. Osiągnięcie swoje zawdzięcza przdłużeniu meczu o dodatkowe pięć minut ze względu na remis w regularnym czasie, ale efekt był piorunujący. Statystyki Thurmonda pokazały 22 punkty, 14 zbiórek, 13 asyst oraz 12 bloków i historyczny wyczyn stał się faktem. Przez 41 lat, które upłynęło od tamtego zdarzenia zaledwie trzy razy dane nam było delektować się podobnym wyczynem innych graczy, ale o tym innym razem...
12 X 1979 Boston Celtics – Houston Rockets 114-106
Tego dnia został oddany pierwszy celny rzut za trzy punkty w historii NBA. Dokonał tego zawodnik Boston Celtics Chris Ford. Tego typu rozwiązanie akcji wprowadzono wcześniej w konkurencyjnej ABA i po anektowaniu jej do NBA postanowiono pozostawić ten przepis, o który już wcześniej upominali się zwłaszcza niscy gracze bazujący na rzutach z dystansu. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę. Rzuty za trzy stały się groźną bronią większości drużyn i firmowym zagraniem setek zawodników na przestrzeni ponad 35 sezonów. Czy ktoś jest sobie w stanie wyobrazić mecze bez „trójek". Ja nie